środa, 26 lutego 2014

Wydanie drugie. Wydanie drugie poprawione (Time, reż. Kim Ki-duk)

Ten film nie jest moim nowym odkryciem. Widziałam go już kilka razy i coś kazało mi go obejrzeć po raz kolejny. Bo niegodne jest, żeby o nim nie powiedzieć (nie napisać) ani słowa. To jeden z tych, gdzie wiele elementów, wiele scen mocno zapada w pamięć. Podobnie jest z innymi filmami Kim Ki-duka, którego bardzo lubię (nie wszystkie jednak działają tak samo).
Za wiele jest myśli, które się kłębią w mojej głowie za każdym razem, gdy oglądam "Time". Można by długo pisać. Podzielę się częścią z nich, aby zachęcić, nie przegadując tematu.

1. Kaligrafia twarzy podnosząca chirurgię plastyczną do rangi sztuki, a obok dosłowność operacji (nacinanie tkanek, krew, bezwład). 
2. Rzeźby, z których każda coś mówi (dłonie ze schodami prowadzącymi donikąd, które przypominają o czasie przeciekającym przez palce - zwłaszcza, gdy rzeźba jest zanurzona w wodzie). 
3. Rutyna - która dla jednych jest pewnym znakiem stabilizacji, a w innych budzi strach przed nudą i ostateczną utratą. Miłość, która zagarnia tak mocno, że staje się niemal zaprzeczeniem miłości. Która rani (a w końcu nawet zabija) przez to, że jest tak silna. A może przez tę nieustanną pogoń za czymś nieokreślonym?
4. Twarz, której zmiana być może potrafi wpłynąć na osobę, na relację. Tylko wtedy, gdy jest obrazem duszy? Dlaczego bohaterka wybiera twarz? I dłonie, które powinny pasować. Tylko wtedy dwoje kochanków może być pewnych swej relacji. Pewnych, że druga osoba jest tą, której szukaliśmy.
5. Zabawa w poszukiwanie, w domysły, w zasłanianie i odkrywanie. Bawi, ale i boli.
6. Ten malowniczy obłęd bohaterki... Przeraża, ale i fascynuje.

Widz wpada w pętlę czasu. Czas zatacza koło (jak w tytule innego filmu Kim Ki-duka "Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna"). Jak się okazuje w finale, nic w tej opowieści nie jest do końca proste i oczywiste. Dzięki ostatniej scenie historia opowiedziana w filmie zyskuje walor uniwersalności.

...Nigdy nie nazywaj kogoś napotkanego wariatem. Być może los zetknął cię z twoim alter ego.



Time (Shi gan). Reżyseria: Kim Ki-duk, scenariusz: Kim Ki-duk. Obsada: Ha Jung-woo, Park Ji-yeon, Seong Hyeon-a. Produkcja: Japonia, Korea Południowa 2006.


piątek, 21 lutego 2014

Rocznica

Nie przepadam za wpisami okolicznościowymi, ale zupełnie przypadkowo zajrzałam do archiwum bloga i ku swemu zdumieniu zauważyłam, że dwa dni temu (19.02) minął rok od pierwszego wpisu. Nie mogę uwierzyć w to, jak szybko minął ten czas. Dzięki Filmowym Urywkom przeczytałam wiele wspaniałych recenzji na blogach, które w tym czasie odnalazłam (i odnajduję nadal z wielką radością). Poznałam osoby, których teksty podziwiam i z którymi chętnie dyskutuję :). Bo moja miłość do kina trwa znacznie dłużej, a otwarcie na produkcje, które niekoniecznie są w głównym nurcie, zawdzięczam wielu festiwalom filmowym, znowu ludziom, z którymi los mnie zetknął tu i tam, własnej chęci poszukiwania. Nigdy nie sądziłam, że z tego powstanie blog, ale pojawiła się chęć pisania właśnie w tej formule. Urywkami. 

Dziękuję tym, którzy czytają, komentują, polemizują. Mam nadzieję na jeszcze wiele postów, dyskusji, ciekawych odkryć filmowych (i tekstowych).

Pozdrawiam ciepło!
la-di-da.

piątek, 14 lutego 2014

Kobiety kontra wojna (Dokąd teraz?, reż. N. Labaki)

Pełnokrwiste postacie kobiece, niepozbawione humoru, świadome swej siły. Mądre i znające sposoby, jak ujarzmić mężczyzn, jak rozładować bojowe nastroje, skierować męską energię na inne tory. Zabawne. Piękne i charakterystyczne.

Lubię kobiety, które pokazuje w swoich filmach Nadine Labaki. Swoją twórczością składa niejako hołd kobietom. Lubię też opowieści takie jak ta: lekkie i z humorem, mimo poważnych i bolesnych wydarzeń w tle. Z takimi momentami, w których łza kręci się w oku albo zastyga uśmiechnięta twarz. Z lekko absurdalnym komizmem, który, jak się okazuje, nie do końca jest absurdalny.

W "Dokąd teraz" świat męski jest ogarnięty wojną, pełen przemocy, którą może wywołać choćby mała iskra. Wystarczy najmniejszy powód, aby dotychczasowi przyjaciele czy sąsiedzi rzucili się na siebie z pięściami. Dochodzą do tego konflikty na tle religijnym, które być może nie istniałyby, gdyby nie były podsycane wydarzeniami z zewnątrz. To dlatego kobiety z tej małej społeczności próbują zagłuszyć sygnały spoza, protestując przeciwko oglądaniu wiadomości na jedynym w wiosce telewizorze, wyłączając radia, ostatecznie wyrywając kable. Męska zapalczywość rośnie, karmiąc się wieściami o religijnych wojnach. Przypomina mi się film Deepy Mehty "Ziemia", gdzie niemalże z dnia na dzień przyjaźniący się dotąd hindusi i muzułmanie stają się wrogami. Tam też rozłam religijny rozbija małą, żyjącą dotąd w pokoju, społeczność.

Kobiety w filmie Labaki mają dość męskich wojen, w których matki, żony, siostry cierpią najbardziej, płacząc po zabitych, opatrując rannych. To strasznie boli, kiedy ginie dziecko lub kiedy okłada je pięściami silny facet, którego wkurzyła z pozoru niewinna dziecięca psota. Co robią kobiety, by położyć temu kres? Ich kreatywność nie zna granic. Widzowi uśmiech nie schodzi z twarzy, kiedy podziwia ich umiejętności. Ich sposoby na przezwyciężenie testosteronu są czasem zaskakujące i kontrowersyjne, ale... działają. Kobiety odnajdują swoją siłę w jedności, choć dzieli je religia, tak samo jak mężczyzn. Ale w tej małej wiosce meczet i kościół wspołistnieją obok siebie, a ksiądz i imam to jedyni mężczyźni, którzy stoją po stronie kobiet, pomagając im w walce o pokój.

"Dokąd teraz" to udana kompozycja kadrów, muzyki, tańca, kolorów. Wplecione w całość musicalowe sceny dodają smaku, budują nastrój, dookreślają to, czego nie słychać.

I ta piękna końcowa scena męskiej bezradności! Majstersztyk.



Dokąd teraz? (Et maintenant, on va où?). Reżyseria: Nadine Labaki, scenariusz: Nadine Labaki, Jihad Hojeily, Rodney El Haddad, Sam Mounier. Obsada: Nadine Labaki, Yvonne Maalouf, Claude Baz Moussawbaa. Produkcja: Francja, Włochy, Liban, Egipt 2011.