środa, 9 stycznia 2013

Po pierwsze - człowiek ( J. Edgar, reż. C. Eastwood)

Zaległości nadrobione - wreszcie.
Trzeba przyznać: DiCaprio im starszy, tym lepszy. Ujawnia się w granych przez niego postaciach interesujący rys dramatyczny. Tak było w "Incepcji", w "Infiltracji", w "Drodze do szczęścia". Tak jest i tutaj. Może to i trochę powrót do pewnych cech postaci z "Infiltracji", choć rola Hoovera jest znacznie pogłębiona. DiCaprio gra jednocześnie starego i młodego człowieka (brawa dla charakteryzatorów). I z przyjemnością na niego patrzę.

Eastwood zdaje się hołdować zasadzie, że biografia filmowa jest formą w pewnym sensie swobodną. Obraz Johna Edgara Hoovera jest w bardzo dużej mierze jego obrazem. Eksponowany jest wątek homoseksualny i  motyw toksycznego związku z matką. One mają dodać dramatyzmu, wpłynąć na człowieczeństwo portretu człowieka, który jawi się nam głównie jako silny, kontrowersyjny przywódca organów ścigania. Hoover by Eastwood kryje sekrety, które mogą pogrążyć jego karierę.

Nie można się przyczepić do zdjęć, do muzyki, są świetne (chociaż dla mnie z ostatnich obrazów Eastwooda nadal "Gran Torino" stoi w tym względzie na pierwszym miejscu). Aktorstwo na wysokim poziomie - Leonardo DiCaprio, Armie Hammer, Naomi Watts. Perła drugiego planu - Judi Dench (smutek mnie ogarnia, gdy po "Skyfall" widzę drugi film, w którym kończy tak samo). Można się przyczepić natomiast do samej biografii, do wyboru wątków, być może do patosu, psychologicznego prawdopodobieństwa.

Ja się nie czepiam. Bo po co, skoro tyle rzeczy w tym filmie mnie zachwyca?




J. Edgar (J. Edgar). Reżyseria: Clint Eastwood, scenariusz: Dustin Lance Black. Obsada: Leonardo DiCaprio, Naomi Watts, Armie Hammer. Produkcja: USA 2011.

4 komentarze:

  1. No właśnie - Di Caprio. Przyznam, że kiedyś za nim nie przepadałem, ale - dokładnie tak jak piszesz - z filmu na film zyskuje sobie coraz większe moje uznanie. Powoli zaczął mnie przekonywać do siebie już w "Aviatorze", choć na ten film szedłem akurat ze względu na moją ukochaną Cate Blanchett. Ale późniejsze obrazy, takie, jak "Wyspa tajemnic" i "Incepcja" już całkiem mnie do niego przekonały. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że "Aviator" mnie trochę zmęczył, ale rzeczywiście rola była dobra. Cate Blanchett też uwielbiam, kiedy o niej myślę, najczęściej pojawia mi się w głowie jej obraz z "Nieba", scena, w której z Ribisim wyglądali tak samo, mieli ogolone głowy. Ona tam była tak zadziwiająco piękna :).
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Akurat charakteryzacja była tu fatalna:) W ogóle film uważam za najgorszy w karierze zarówno DiCaprio, jak i Eastwooda:(

      Usuń
    3. Myślisz? W moim rankingu nie jest najgorszy. Pewnie też dlatego, że dla mnie gorsze są role młodego DiCaprio. Najlepszy też nie, ale sądzę, że wiele jeszcze przed nami. Na przykład Django mnie o tym przekonuje :). Pozdrawiam!

      Usuń