środa, 28 listopada 2012

Koniec świata jest w nas (Melancholia, reż. L. von Trier)

A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, 
Nie wierzą, że staje się już. (…) 
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, 
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, 
Powiada przewiązując pomidory: 
Innego końca świata nie będzie, 
Innego końca świata nie będzie. 
(Cz. Miłosz)


Odgrzebana w pamięci, bo obejrzana spory czas temu. Ale warta wspomnienia. Przynosząca mnie osobiście otuchę po Trierowskim "Antychryście", którego ciężko mi było znieść.

Wielki wybuch. Koniec świata powracający do początku. Śmierć prywatna, osobista, jednostkowa.
Artystyczna wizja ostateczności z Wagnerem w tle i malarskimi zdjęciami Manuela Alberta Claro. Estetycznie podniosła, z ludzkiego punktu widzenia zwykła. Jak się okaże, zagłada Ziemi nie jest wydarzeniem o wyjątkowym charakterze. Próby jego rytualizacji są całkowicie nieudane.

Dalsza część filmu zaprzecza prologowi. Trier w opowieści o bohaterach powraca do zasad Dogmy; (bliższy życiu, bardziej naturalny sposób filmowania, liczne ujęcia z ręki).

Dwa oblicza kobiecości, interesujący siostrzany duet: Kirsten Dunst i kolejny raz (po „Antychryście”) Charlotte Gainsbourg. Dwie twarze, które mogłyby należeć do jednej osoby. Justine (Dunst) ma w sobie siłę (auto)destrukcyjną, co łączy ją z planetą zbliżającą się do Ziemi. Łączy je też melancholia. Claire (Gainsbourg) stanowi pewny, stały ląd.

Tematem jest także depresja - jako siła o podwójnym znaczeniu. Wyzwalająca i zabijająca. Postawa melancholika zdziera maski. Odsłania szczerość, usuwa strach. Nauka, precyzyjne narzędzia, schematy i porządek zawodzą (Claire i John). 

Bo koniec świata następuje w nas...





Melancholia (Melancholia). Reżyseria: Lars von Trier, scenariusz: Lars von Trier. Obsada: Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Kiefer Sutherland. Produkcja: Dania, Francja, Niemcy, Szwecja, Włochy 2011.

piątek, 23 listopada 2012

Przyczynek (Pokłosie, reż. W. Pasikowski)

A cały lud zawołał: "Krew Jego na nas i na dzieci nasze" (Mt 27, 25)

Plon, którego nie da się uratować, bo został zniszczony. Tak samo, jak żywoty tych, którzy zginęli. 

Co będzie pokłosiem tego filmu? Czy zostanie coś oprócz walki o słuszność, aktów nienawiści, odwiecznych pretensji, ataków jednych na drugich? Mogę mieć tylko nadzieję, że mimo wszystko tak.

1) Pasikowski świetnie obserwuje, świetnie słyszy. Świadczy o tym charakter dialogów, szczerych, autentycznych, a przy tym momentami cieszących ucho filologa. Nie chcę się czepiać błędów w scenariuszu, bo mam ogromny szacunek do reżysera jako autora scenariusza również.

2) Oprócz niezaprzeczalnie świetnych ról Macieja Stuhra i Ireneusza Czopa nie sposób pominąć krótkich, acz znaczących i świetnie zagranych scen "kobiecych" z Danutą Szaflarską i Marią Garbowską. Szaflarska, Garbowska i Robert Rogalski są jednym głosem starego pokolenia, tego, które pamięta. Głosem przejmującym, zapadającym w pamięć.

3) Gry biblijnymi postaciami, awersem i rewersem są świetne. Pasikowski robi to w sposób nienarzucający się, czasem jeden gest wystarczy do zrozumienia. Nie czyni swoich bohaterów statycznymi. Zmieniają się ich postawy, ich zaangażowanie w to, co odkrywają i co się wokół nich dzieje. Ten, który reagował raczej obojętnie i z niechęcią do tematu, przy lepszym poznaniu sprawy zaczyna włączać się w walkę. Ten, który działał kierowany tylko sumieniem i przyzwoitością, w obliczu strasznej prawdy zaczyna się wycofywać (choć jest już za późno). Józek i Franek są trochę jak synowie gospodarza winnicy z biblijnej przypowieści z Ewangelii Mateusza; ten, który mówił "idę, panie" i nie poszedł, i ten, który nie chciał, ale się opamiętał.

4) "Amerykańska" perspektywa Franciszka ma znaczenie - co widać w finale filmu. Jego biała koszula też ma znaczenie (choć nieustannie, na rozmaite sposoby gubione pakunki z bardziej "normalnymi" ubraniami i bohater paradujący w jednej i tej samej białej koszuli mogą drażnić).

5) Thriller, kryminał - nie jestem znawcą tych gatunków, niemniej Pasikowski trzyma napięcie. Podsyca je umiejętnie. I choć według mnie jest tu jeszcze nad czym pracować w tej materii, dobrze, że próba przedstawienia tematu w ten sposób została podjęta.

6) Zgadzam się z tamaryszkiem w kwestii antropologicznej wymowy filmu. To jest jego siła. Odsyłam zainteresowanych do "Kozła ofiarnego" Rene Girarda, myślę, że to istotna teoria dla "Pokłosia". Złamanie tabu niesie ze sobą ciężkie konsekwencje. Kozłów ofiarnych jest tu więcej (istotni są ci, którzy stali się nimi w przeszłości, nie tylko ten, który ponosi ofiarę w finale).

7) Milczenie Pasikowskiego jest znaczące (i słuszne). Reżyser pozostawia nas samych ze swoim dziełem. A ono mówi samo za siebie, wystarczy się wsłuchać. I wpatrzyć.




Pokłosie. Reżyseria: Władysław Pasikowski, scenariusz: Władysław Pasikowski.  Obsada: Maciej Stuhr, Ireneusz Czop, Jerzy Radziwiłłowicz. Produkcja: Polska 2012.



wtorek, 20 listopada 2012

Ku drugiej miłości (Delikatność, reż. D. Foenkinos)

Idealny, prosty tytuł dla filmu. Słowo-klucz, które rzeczywiście jest istotne dla całej koncepcji. Dość niepopularne, mam wrażenie, w dzisiejszych czasach.

Audrey Tatou (Nathalie) nie zaskakuje, kreuje kolejną postać dziewczęcą, subtelną, podobną do Jeunetowskiej Amelii. Wachlarz emocji i uczuć (np. głębia cierpienia) nie zostaje ukazany. Jedynym zaskakującym momentem jest nieoczekiwany pocałunek, ale ten motyw nie zyskuje kontynuacji. O motywacji bohaterki też niewiele wiemy.
François Damiens (Markus) przykuwa uwagę znacznie bardziej. Markus to człowiek urody przeciętnej, choć przechodzący metamorfozę pod wpływem uczucia (jak to w komedii romantycznej). Niezwykle czuły, z poczuciem humoru i dystansem.

Film wyraźnie dzieli się na dwie części i w tej drugiej niewiele zostaje z romantyzmu, spontaniczności, które dotyczyły tej jednej, jedynej osoby, utraconej nagle. Pozostaje delikatność, która, odnaleziona również w męskiej postaci, stanowi o przyciąganiu. Codzienne cierpliwe gesty okazują się być ważniejsze od wielkich uniesień i dzikiej namiętności. Przeciętny, nienarzucający się, ale dbający o powolnie rodzącą się relację kolega z pracy wygrywa z seksownym, bogatym i szarmanckim szefem. Zyskuje akceptację babci bohaterki, co sprawia, że robi się ciepło, miło, sympatycznie i bezpiecznie. Miłość Nathalie i Markusa jest zupełnie inna niż uczucie, które łączyło Nathalie i François, ale też Nathalie jest zupełnie inna po utracie ukochanego.

Jest w Delikatności poetycka nuta, trochę oniryczności (zwłaszcza w ostatnich scenach filmu, zaczynających się od zabawy w chowanego w ogrodzie). Są sceny niemalże baśniowe - weźmy choćby stojących wśród padających płatku śniegu zakochanych, którzy wyglądają jak zamknięci w szklanej kuli-zabawce. Ten klimat umiejętnie tworzą  zdjęcia Rémy'ego Chevrina, znanego choćby z ekranizacji "Pana Ibrahima i kwiatów Koranu". Miło jest się zanurzyć w tę rzeczywistość, choć wiemy, że jest podszyta cierpieniem. 

I można się spierać, czy to wystarczy.




Delikatność (La Délicatesse). Reżyseria: David Foenkinos, scenariusz: David Foenkinos, Stéphane Foenkinos. Obsada: Audrey Tatou, François Damiens, Bruno Todeschini. Produkcja: Francja 2011.


wtorek, 13 listopada 2012

Zabawa dla młodych? (Skyfall, reż. S. Mendes)

Śmiem twierdzić, że Bond, James Bond ma się nieźle. Nawet jeśli zjawia się z lekko posiwiałym zarostem, nawet jeśli jest Bondem bardziej ludzkim, cielesnym i lekko niedomagającym. Cieszę się, że wróciło mu poczucie humoru, bo choć sam Daniel Craig nie przemawia do mnie zbytnio, to cała postać Bonda w "Skyfall" jak najbardziej. Bardzo brytyjski, zawsze w nienagannym garniturze. Puszczający oko. Bond, którego głównym hobby jest wstawanie z martwych. Tak ma być.

1) Udane połączenie nowych technologii z "podróżą w czasie". "RetroBond" jest fajną częścią filmu, pal licho, jeśli może trochę sentymentalną. Ale za "welcome to Scotland" wielki plus, podobnie jak za nawiązania do starszych części serii. Za wątek osobisty również, choć początkowo myślałam, że będę jego przeciwniczką.

2) Bardzo dobre zdjęcia - zarówno supernowoczesnego Szanghaju, zatłoczonego Wielkiego Bazaru, jak i osnutej mgłami Szkocji.

3) Nareszcie wielki powrót udanej filmowej czołówki i świetny utwór przewodni!

4) Javier Bardem - coraz bardziej go lubię. Jak dla mnie jest niesamowicie plastycznym i wszechstronnym aktorem. Bardzo dobra rola, Silva to chyba najdziwniejszy przeciwnik Bonda. Widzę w Bardemie nowego Jokera, zresztą chyba i twórcy "Skyfall" poszli w tę stronę.

5) Dobre dialogi. Słowne potyczki miejscami tak dobre jak sceny pościgów. Ironiczny humor.

6) Lubię te latające motory, scena pościgu na dachu Wielkiego Bazaru jak dla mnie mistrzowska. Walka Caterpillara z pociągiem też udana plus warte wspomnienia podwodne zapasy. I parę innych scen, po których Bond otrzepuje swój nienagannie skrojony garnitur i idzie dalej.

7) Szkoda Astona. Wielka szkoda.

8) Wielka Dama, która nigdy nie zawodzi. Uwielbiam ją. Też szkoda, ale nie powiem więcej, obejrzyjcie sami.


... a swoją drogą po cichu zachodzę w głowę, jak jeden i ten sam człowiek mógł zrobić "American Beauty", "Drogę do zatracenia" i "Skyfall".





Skyfall. Reżyseria: Sam Mendes, scenariusz: Neal Purvis, Robert Wade, John Logan. Obsada: Daniel Craig, Judi Dench, Ralph Fiennes. Produkcja: USA, Wielka Brytania 2012.

sobota, 10 listopada 2012

Nie pokonasz miłości? (Café de flore, reż. J.-M. Vallée

Ciekawy pomysł - to na pewno. Dwie historie. Dziwna, niewytłumaczalna więź, pogranicze jawy i snu, metafizyczne poziomy. Inne czasy, inne sytuacje. Ten sam motyw muzyczny, który łączy te światy.

Interesująca warstwa muzyczna. Połączenie brzmień retro i ultranowoczesnych. Ciekawe eksperymenty z "muzyką tkaną ze skrawków życia", dźwięków codzienności (Antoine).

Każdy z nich korzysta ze "skrawków", ale każdy z innych. Laurent cieszy się promieniami słońca, papierową łódką, ulubioną piosenką; znajduje małe, codzienne radości. Antoine wykorzystuje wyłapane z codzienności dźwięki, by tworzyć muzykę (słowa, westchnienia, krzyki, hałas uliczny).
...te zapadające w pamięć słowa o szczęściu tych dwóch. Pierwszy jest szczęśliwy, choć nie ma ku temu powodów. Drugi ma wszelkie powody do szczęścia.

Matkę Laurenta gra Vanessa Paradis. Początkowo prawie nierozpoznawalna (ukłon dla charakteryzatora). Kobieta szara, niepozorna, uboga, której twarz promienieje. Tak materializuje się miłość - choć trudna.

Antoine promienieje całym sobą, trudno tego nie zauważyć. Duża w tym rola nowej miłości, magii seksualnego przyciągania.

Temat przewodni: miłość. Miłość idealna, wiara w "połówki jabłka", bratnie dusze, porozumienie bez słów. I konfrontacja tej pierwszej, idealnej miłości z tą drugą. Czy lepsze jest wrogiem dobrego? Czy istnieje przeznaczenie, czy to tylko siła naszej autosugestii?

Zachęcam. Klimat tego filmu urzeka.




Café de flore (Café de flore). Reżyseria: Jean-Marc Vallée, scenariusz: Jean-Marc Vallée. Obsada: Vanessa Paradis, Kevin Parent, Marin Gerrier. Produkcja: Francja, Kanada 2011.

wtorek, 6 listopada 2012

Niespełnienie (Wstyd, reż. S. McQueen)

On (Brandon) - pracownik korporacji, zadeklarowany singiel, dla którego randka jest formą spędzania czasu, a nie nawiązywania relacji. Zwolennik seksu bez zobowiązań, pornografii, masturbacji. Niespełniony.

Ona (Sissy) - artystka, wolny ptak. Poszukująca miłości, ale w niewłaściwych lub toksycznych relacjach. Głodna uczuć, także w relacji z bratem. Niespełniona.

Jego świat: powtarzalność. Rytuał. Te same czynności, stały układ dnia, te same telefony, te same rozrywki. Brandon żyje czasem na granicy jawy i własnych fantazji (głównie seksualnych). W układzie, którego nie daje psuć nikomu, a w końcu sam niszczy. Tyle, że nie znajduje niczego poza nim. 

Czego dotyczy tytułowy wstyd? Niekoniecznie sfery intymnej, własnej przestrzeni, którą zajmują pornografia i call girls. Być może uczuć, przed którymi bohater się broni. Relacji, których do siebie nie dopuszcza. Strachu przed cielesnością inną niż, ta, którą zna (siostrzaną). Nieumiejętności poruszania się w świecie, który nie opiera się na tych samych mechanizmach, co świat bohatera (nawet nieumiejętności "kochania się", czyli uprawiania seksu inaczej niż w filmach pornograficznych).

Czerń i biel, dobro i zło wydają się być wyraźnie zaznaczone w tym filmie. Ale nie do końca są. Brandon zostaje nie wprost nazwany zbokiem przez swojego szefa. Żonatego faceta, który ląduje w łóżku z Sissy.

Bardzo dobra rola Michaela Fassbendera. Intrygująca postać budowana przez Carey Mulligan, która momentami przypomina mi Michelle Williams. 
Ona: Piękna scena przy fortepianie, piękna wersja "New York, New York" Sinatry (lub Minelli, jak kto woli). Jego łzy.
On: dobra scena w szpitalu, gdy uczucia dają znać o swoim istnieniu. Nieśmiało, niepewnie.

Ona pokazuje mu, że uczucia istnieją (robi to w dość radykalny sposób). On wskazuje jej, że szuka nie tam, gdzie powinna.

Czy zakończenie niesie nadzieję? Być może, choć nie można tego powiedzieć z całkowitą pewnością.
Smutno tak jakoś...





Wstyd (Shame). Reżyseria: Steve McQueen, scenariusz: Steve McQueen, Abi Morgan. Obsada: Michael Fassbender, Carey Mulligan, Nicole Beharie. Produkcja: Wielka Brytania 2011.

piątek, 2 listopada 2012

Pozorna wyrwa w systemie (Kieł, reż. G. Lanthimos)

Kto włada naszym postrzeganiem? Nasz język (kultura), rodzice, otoczenie, umysł?
Czy między utopią a totalitaryzmem przebiega wyraźna granica?

Przypomina mi się Truman Show - tu włada podobny mechanizm zanegowania zewnętrznego świata, wykluczenia jego przejawów na rzecz budowania świata "wewnętrznego", całościowego, skończonego, całkowicie sterowanego i jasnego.
Narzucają się też skojarzenia z Triumfem woli Leni Riefenstahl, z kultem zdrowego, młodego, wysportowanego ciała, które stało się potem elementem nazistowskiego wychowania. W Kle nawet potrzeby seksualne zaspokajane są w ramach systemu.

Kim jest ojciec - liderem, przewodnikiem, jedynym łącznikiem z zewnętrznym światem, tyranem? Kim jest matka i brat "zza ogrodzenia"?

Propaganda i jedynie słuszna edukacja dzieci (lekcje nagrane na kasetach). Bezwzględne posłuszeństwo i podporządkowanie. Zafałszowanie języka, manipulacja pojęciami i znaczeniami. Biel pozornej niewinności, sterylne otoczenie. Zabawy w wytrzymałość, biegi na orientację. System represji. Nietłumiona agresja (bo siła ciała i charakteru są bardzo ważne w tym układzie). Akcja - reakcja jako podstawa funkcjonowania.

Rozwój fizyczny i seksualny dzieci niekompatybilny z rozwojem intelektualnym. Zezwierzęcenie.
Tłumienie wszelkich aktów indywidualizmu i przekraczania granic (przerwany taneczny trans córki).

Brak imion, brak charakterystyk (poza behawioralnymi cechami bohaterów i oznaczeniami stopnia pokrewieństwa).  Anonimowość i uniwersalizm.

Wybity kieł jako wyrwa w systemie, która niestety nie prowadzi do wolności.
Idea opracowana do poziomu skrajności, która nie jest do końca nierealna we współczesnym świecie (Fritzl? Priklopil?).




Kieł (Kynodontas). Reżyseria: Giorgos Lanthimos, scenariusz: Efthymis Filippou, Giorgos Lanthimos. Obsada: Christos Stergioglou, Michelle Valley, Aggeliki Papoulia. Produkcja: Grecja 2009.



sobota, 27 października 2012

Odnaleźć apetyt na życie (Kobiety z 6. piętra, reż. P. Le Guay)

Trudno ich nie lubić. Są barwne, pełne energii, różnorodne. Trzymają się razem, pomagają sobie, są silne jako grupa, ale przy tym każda z nich jest "jakaś". Cudowna kobieca społeczność, trochę jak wyjęta z Almodovarowskiego "Volvera". To też "jego" kobiety: Carmen Maura, Lola Dueñas, Concha Galán.

Trudno też jego (Fabrice Luchini) nie lubić, choć mogłoby się wydawać, że mu odbiło na starość. Może nie? Może po prostu nagle znajduje to, czego mu brakowało, czego szukał i wiek nie ma tu nic do rzeczy?
One nie uznają pewnych konwenansów. On razem z nimi zaczyna rozbijać schematy, czując się przy tym wolnym. Cała historia ma taki urok, że jest mi zupełnie obojętne prawdopodobieństwo tej sytuacji (wpisanej przez reżysera w Paryż lat 60-tych).

Od pierwszej sceny, od turkusowej chusty i dzbanka zaczynam lubić klimat tego filmu. Mam wrażenie, że nie ma w kadrach elementów przypadkowych. Że te kolory też są tu po to, żeby grać. Że podkreślają i określają. Stanowią z muzyką i zdjęciami nierozerwalną całość. Ta mieszanka francusko-hiszpańska fascynuje i przykuwa wzrok (i słuch) od początku do końca. Również w dialogach, które mimo lekkości całego filmu są niegłupie, sprawnie napisane i nierzadko wywołują uśmiech.

A ponadto... lubię dobrze skonstruowane zakończenia w całkowicie słusznym momencie. Mam wtedy ochotę ucałować reżysera ;).




Kobiety z 6. piętra (Les Femmes du 6ème étage). Reżyseria: Phillipe Le Guay, scenariusz: Philippe Le Guay, Jérôme Tonnerre. Obsada: Fabrice Luchini, Natalia Verbeke, Carmen Maura. Produkcja: Francja 2011.




wtorek, 23 października 2012

Niedoprawiony? (Take This Waltz, reż. S. Polley)

Ciężko mi pisać o tym filmie.
Sarah Polley dobrą aktorką jest. To bez wątpienia. Ale czy jest dobrą reżyserką? Tego nie wiem. Ten film oddala mnie od odpowiedzi na "tak".

Co by było, gdyby Sarah Polley zagrała postać w swoim filmie? Nie wiem. Daleka jestem od twierdzenia, że Michelle Williams jest kiepską aktorką. Obawiam się, że to rola jest źle napisana.

Widz szuka puenty. Szuka jej razem z reżyserką i scenarzystką (w jednej osobie). I każda teoria, za którą zaczyna podążać, rozbija się o skały pod latarnią morską. Nawet ta latarnia nie jest jasnym punktem. Co więcej, ten motyw niebezpiecznie ociera się o kicz. Całe szczęście tylko ociera.

Margot (Michelle Williams) nie lubi być pomiędzy. Nie umie też wybrać. A kiedy już jest bliska wyboru lub go dokonuje, sama nie wie, czy zostać, czy wrócić. Czego szuka, czego pragnie? Czym jest dla niej zmiana? Czy zmienia coś w niej samej, sprawia, że staje się spełniona?
Dowiaduję się tylko tyle, że nowe staje się stare z biegiem czasu. I że są luki, których nie da się wypełnić.

Mocne punkty?
Stylizacje Williams. Zdjęcia, momentami zachwycające (wielki ukłon dla Luca Montpelliera, którego, jak zdołałam ustalić, znam już z dziwnego filmu "Najsmutniejsza muzyka świata"). W warstwie muzycznej Video Killed The Radio Star (w sensie, że lepsze jest wrogiem dobrego albo raczej "nowsze" wrogiem starego?), Cohen oczywiście i trochę niepokojących dźwiękowych motywów.

Zawiodłam się.
Tyle można było zrobić z tańcem bosych stóp na podłodze, z "Take This Waltz" Cohena, który dla mnie wcale nie stał się osią filmu i motywem przewodnim, z ciepłem piekarnika i miłości, z wątkiem kulinarnym, z discokaruzelą nawet...






Take This Waltz. Reżyseria: Sarah Polley, scenariusz: Sarah Polley. Obsada: Michelle Williams, Seth Rogen, Luke Kirby. Produkcja: Hiszpania, Japonia, Kanada 2011.

piątek, 19 października 2012

Szczęście z plastiku (Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie, reż. R. Jude)

Okazuje się, że w erze wszechobecnej reklamy uśmiech do kamery może być trudniejszy, niż się wydaje. Światła są bezlitosne, szczęście z plastiku ulotne. Reżyser, który wcześniej kręcił spoty reklamowe, wie, o czym mówi.

Prosta, niemalże banalna historia, doprawiona sporą ilością ironii i goryczy. Zwykli ludzie (w dużej mierze naturszczycy) na tle transformacji ustrojowej, w kontekście rozkwitu konsumpcjonizmu.
Surowy obraz, niskobudżetowa produkcja, paradokument. Pozornie niedbałe kadrowanie, bez skupienia na estetyce. Brak muzyki, poza jednym interpretacyjnie idealnym utworem:

I never want anything, it's easy
You buy whatever I need
But look at my hopes, look at my dreams
(Pet Shop Boys, Rent).

Delia - młoda dziewczyna, w której budzą się nadzieje i marzenia. Rodzice patrzący z niemalże bezlitosnym realizmem, którzy te marzenia zabijają. Odmienne dążenia (trudne w jednoznacznej ocenie).
Zderzenie małomiasteczkowości ich pochodzenia z "wielkomiejskim światem" Bukaresztu. Obnażenie wad obu rzeczywistości. Fasady.

Film w filmie. Produkcja spotu reklamowego, a w kuluarach niewybredne rozmowy o seksie, kłótnie, awantury, problemy techniczne.
Gaszone światła, opad emocji. Zmiana, która nie zmienia niczego. Drzwi do "lepszego świata" zatrzaśnięte z hukiem.





Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie (Cea mai fericită fată din lume). Reżyseria: Radu Jude, scenariusz: Radu Jude, Augustina Stanciu. Obsada: Andreea Bosneag, Violeta Haret, Serban Pavlu. Produkcja: Francja, Holandia, Japonia, Rumunia 2009.

wtorek, 16 października 2012

Żyjemy w świecie głupców (Jabłka Adama, reż. A. T. Jensen)

...Wierzę w Ciebie
Znasz drzwi do głębi mej duszy
Jesteś światłem w mojej ciemnej godzinie
Mym Zbawicielem, gdy upadam...
(Bee Gees, How Deep Is Your Love)


Kto jest po dobrej stronie, a kto po złej? Gdzie one się właściwie sytuują? Czy istnieje czarno-biały podział, strona lewa i prawa?

Czarny humor, często na granicy absurdu, zupełnie zaskakujący. Przewracanie świata do góry nogami. Aktorstwo, które nie potrzebuje wielkich gestów, nawet prawie nie potrzebuje mimiki (Mads Mikkelsen). Niezwykle barwny obraz, często bezkompromisowy.

Zabawy z motywami biblijnymi (Hiob, Adam, rajskie drzewo). Zgromadzenie grzeszników, bogata galeria postaci (pastor żyjący w swoim świecie, inteligentny neonazista, złodziej walczący z korporacjami, wiecznie pijany "były alkoholik", rozwiązła kobieta w ciąży). Negatywy. Zderzenie postaw i ideologii.

Jak dalece można się posunąć w budowaniu fanatycznej (fantastycznej?) wizji świata? Na ile łatwo jest operować jedynie słuszną interpretacją? Ile w tym z wygody, a ile z psychologicznego mechanizmu wyparcia?
Ile znaczą wielkie słowa, a ile małe czyny?
Czym jest wiara, czym jest cud, a czym zbieg okoliczności?






Jabłka Adama (Adams æbler). Reżyseria: Anders Thomas Jensen,  scenariusz: Anders Thomas Jensen.  Obsada: Mads Mikkelsen, Ulrich Thomsen, Ali Kazim. Produkcja: Dania, Niemcy 2005.


piątek, 12 października 2012

Wydanie drugie poprawione (Dwoje do poprawki, reż. D. Frankel)


Pewne rzeczy lepiej zostawić niewypowiedziane
Lecz one wciąż przewracają we mnie wszystko...
To jest to, co mam w głowie
To są te wszystkie lata, które przyżyliśmy
I to, co one znaczą
Tak właśnie się czuję
Czy ty wiesz, jak się czuję?
(Annie Lennox, Why)

Źródła (a nawet krynice) nadziei. Hope Springs. Ale ponadto: to spring = rozbijać, pękać. Czasem trzeba coś złamać, żeby powstało coś nowego. Albo przełamać - dla dobra związku.

To nie jest łatwa i przyjemna komedia romantyczna. Czego tu nie ma? Dwójki młodych bohaterów (albo starszego pana i tabunu młodych kobiet). Perypetii miłosnych. Naciąganych gagów z salwami śmiechu. 
Co mamy zamiast? Dobrą, prawdziwą historię. Humor i wzruszenie. Dwoje autentycznych bohaterów, zgrany duet świetnych aktorów (Meryl Streep, Tommy Lee Jones).

Tony przemilczanych spraw. Samotność obok siebie. Małe i duże kłamstwa miłości (od "wymarzonych świeczników" począwszy, na fantazjach seksualnych skończywszy). Psychiczne blizny. Zabójca miłości - rutyna. Niemalże potrzeba powtórnej inicjacji.
Czy można zapomnieć, jak się pragnie? Czy można bać się dotyku ukochanej osoby?
Czy warto ryzykować wszystko, skoro, jak twierdzą inni, "małżeństwa się nie zmieniają"? 

Ten film poraża od pierwszej sceny. 
Streep, Jones - chapeau bas.




Dwoje do poprawki (Hope Springs). Reżyseria: David Frankel, scenariusz: Vanessa Taylor. Obsada: Meryl Streep, Tommy Lee Jones, Steve Carell. Produkcja: USA 2012.

środa, 10 października 2012

W pogoni za marzeniem (Tost. Historia chłopięcego głodu, reż. S. J. Clarkson)

Tarta cytrynowa z bezą jako karta przetargowa w walce o miłość i akceptację.
Dzieciństwo zamknięte w puszkach z fasolką, otulone gotowym kremem.
"Nie można nie kochać kogoś, kto robi dla ciebie tosty".

Niedoskonałość pełna uczucia kontra zimna perfekcja. Walka o perfekcję wynikająca z pasji, ale i z potrzeby szczęścia.

Głód życia, odkrywanie nowych smaków - nie tylko w kuchni. Wieloaspektowa inicjacja.
Spełnione siedemnastoletnie marzenie.

Freddie Highmore - zachwycający w Marzycielu i Charliem i fabryce czekolady. Tutaj zaledwie interesujący.
Helena Bonham Carter - pełnokrwista, cudowna jak zwykle. Nieco zmienia obraz literackiej bohaterki. Zdecydowanie jasny punkt tego filmu.

Słodko-gorzko-kwaśno. Wachlarz smaków.




Tost. Historia chłopięcego głodu (Toast). Reżyseria: S. J. Clarkson, scenariusz: Lee Hall. Obsada: Helena Bonham Carter, Freddie Highmore, Ken Stott. Produkcja: Wielka Brytania 2010.



poniedziałek, 8 października 2012

Sztuczne raje (Raj: Miłość, reż. U. Seidl)

Z jednej strony: obwisłe piersi, fałdy na brzuchu, blade ciało podległe przemijaniu. Żarty z liposukcji.
Z drugiej strony: ideał kobiecości sięgający paleolitycznej Wenus z Willendorfu.

Brzydka: kiedy jest nachalnie pieszczona przez nieumiejętnego kochanka. Kiedy jest nazywana "mamma". Kiedy czuje się odrzucona i upokorzona.

Piękna: kiedy leży seksualnie spełniona pod fioletowoniebieską moskitierą. Kiedy jest kobietą, Teresą, kochanką.

Wenus leżąca. Wenus tańcząca. White Lady.

Dojrzała, spokojna, świadoma kobiecość versus młoda, energiczna męskość. Bogata i biedny. Biała i czarny. 
Wyraźna linia podziału zaznaczona sznurem, choć przenikają się i zacierają granice: pan i sługa, wykorzystujący i wykorzystywany, towar i kupujący.

Tak samo prymitywni. Tak samo ograniczeni, pełni podobnych przywar, podobnych uprzedzeń.
Poszukujący miłości, szczęścia, spokoju.

Sztuczne raje. Ludzki fajerwerk w finale.





Raj: miłość (Paradies: Liebe). Reżyseria: Ulrich Seidl, scenariusz: Ulrich Seidl, Veronika Franz. Obsada: Margarete Tiesel, Peter Kazungu, Inge Maux. Produkcja: Austria / Niemcy / Francja 2012.