czwartek, 18 lipca 2013

Najpierw słońce, potem deszcz (Triszna. Pragnienie miłości, reż. M. Winterbottom)

Zderzenie dwóch kast, dwóch środowisk. Dwóch rodzajów wychowania i dwóch zupełnie różnych zestawów wartości.

Triszna: wieczna uciekinierka. Gotowa zaryzykować wiele dla miłości, która okazuje się nie mieć wiele wspólnego z jej wyobrażeniem. Wydaje się z całkowitym spokojem godzić na wszystko, z czym wiąże się jej relacja z ukochanym, Jayem (zmiany miejsc, zmiana pracy, ucieczka z domu), jest uległa, bo wychowano ją w tradycyjnych wartościach. A to przecież dla niej największe szaleństwa w życiu, gwałtowne zwroty akcji, postępowanie zupełnie wbrew temu, co jej wpojono. Dla niego, wyzwolonego, bogatego, całkowicie wolnego, te decyzje są jak pstryknięcie palcami. Gdy nudzi go praca, zmienia ją i wyjeżdża. Widz zastanawia się, kiedy to samo Jay zrobi z ukochaną kobietą.

Wybawca i chlebodawca staje się powoli strażnikiem jej więzienia i oprawcą. Wdzięczność Triszny i wpojone jej posłuszeństwo nie pozwalają jej się bronić.

Znamienna jest scena, w której Jay, namiętnie zaczytany w Kamasutrze, pyta Trisznę, czy jest służącą, kobietą niezależną czy kurtyzaną. Każe jej wybrać, bo wielka księga miłości nakazuje, by uprawiać miłość z każdą z tych trzech. Mówi, że Triszna jest dla niego wszystkimi trzema - a ja mam wrażenie, że nie jest tylko tą niezależną, bo służącą jest od początku, a do kurtyzany zaczyna się upodabniać w miarę czasu. Wbrew swej woli.

Zdarzyło mi się przeczytać kilka tekstów na temat tego filmu. Pojawiały się w nich refleksje, jakoby "Triszna" przypominała Bollywood, usuwając na drugi plan świadomość, że reżyser jest Brytyjczykiem, a i adaptowana powieść nie jest indyjska. Fakt, realia są przeniesione do współczesnych Indii, pojawia się sporo musicalowych wstawek z racji filmu w filmie. Jest konflikt kastowy, są tradycyjne wartości i "miłość niemożliwa". Ale z porównaniem do Bollywoodu niekoniecznie się zgadzam. Współczesny Bollywood bardzo się zmienił, zmieniło się obrazowanie, pojawiły aktualne, kontrowersyjne dla Hindusów tematy (rozwody, związki pozamałżeńskie etc.). Ale nadal Bollywood nie jest tak swobodny w temacie seksu. Co więcej, mam wrażenie, że czasem w popularnym bollywoodzkim kinie nieco głębiej są ukazane konflikty. Czy uznawać to za plus, czy za nachalny psychologizm, to już nie mnie oceniać. W każdym razie Winterbottom tylko jakby przejechał się po powierzchni. Ukazał pewne ramy historii i relacji między bohaterami.

Są też tacy, którzy w bollywoodzkich filmach widzą tylko (albo przeważnie) ładne obrazki. Te "ładne obrazki", ładne twarze i stroje są też domeną filmu Winterbottoma. Może pod tym względem gdzieś drogi się zbiegają.

PS 2 Imię "Trishna" oznacza pragnienie. Nie ma nic wspólnego z Krishną (ciemny, zły, mroczny). Pewnie z tego korzystał polski tłumacz tytułu, a i wybór imienia bohaterki zapewne jest nieprzypadkowy. W powieści jest Tessa.

PS Chyba siłą rozpędu przypomnę sobie "Tess" Polańskiego. Jedna powieść, a dwa zupełnie różne filmy...




Triszna. Pragnienie miłości (Trishna). Reżyseria: Michael Winterbottom, scenariusz: Michael Winterbottom.  Obsada: Freida Pinto, Riz Ahmed, Mita Vasisht. Produkcja: Wielka Brytania 2011.

3 komentarze:

  1. Obejrzałam "Trisznę" jako ekranizację powieści Hardy'ego i srogo się zawiodłam bo pod tym względem film wydaje się płytki i historii nie kupiłam zupełnie, za to plenery- rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, ekranizacja to nie jest. Raczej adaptacja i to bardzo luźna. Dlatego wspomniałam na końcu o "Tess" - dwa przykłady, jak różne rzeczy można zrobić z tym samym materiałem literackim :). Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
  2. Zdecydowanie nie moje klimaty. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń