środa, 1 stycznia 2014

Czarny beret i białe rękawiczki (Kamerdyner, reż. L. Daniels)

Krwawa bawełna. Gdzieś już to widziałam. A, tak - w "Django". I choć temat trochę podobny, całkowicie różne są te dwa filmy i sposób podejścia do kwestii biali-kolorowi, dyskryminacja, historyczny podział. Różnica gatunkowa (dramat/western i film biograficzny) też zaznacza się wyraźnie. Nie ma nawet co porównywać obrazów Tarantino i Lee Danielsa. Jedno jest natomiast pewne - oba są warte zauważenia. Co ciekawe, jeden pojawił się na polskich ekranach na początku roku, drugi zaś na końcu. Temat powrócił.

"Kamerdyner" to nie jest dzieło kontrowersyjne z założenia. Raczej chodzi o stworzenie pewnej narracji podszytej historią, przedstawiającej sytuację i ewolucję tej sytuacji na przestrzeni dziejów, bez jednoznacznego opowiadania się. Są sprawy bolesne, są dramaty jednostek, rodzin, całych społeczności. Potężna jest dawka historii pomieszczona w trochę ponaddwugodzinnym filmie.

Daniels niczego nie ukrywa, nie przemilcza, ale i nie stara się drażnić nikogo. Potępia sam rasizm w każdej postaci, ale nie nadaje mu określonej twarzy. Tworzy film wysmakowany, z bogactwem pięknych ujęć, ze świetną muzyką towarzyszącą również "historycznie" pokazywanym scenom. Obsada gwiazdorska, ujawniająca się stopniowo. Genialny i bardzo przekonujący Forest Whitaker. Fascynująco śledzi się, jak buduje osobowość bohatera. Jak zmienia się jego twarz. I ten głos... Świetna Oprah Winfrey. Doskonale dobrani aktorzy do ról prezydenckich (John Cusack, Robbie Williams, Alan Rickman, James Marsden, a do tego olśniewająca jak zawsze Jane Fonda w roli Nancy Reagan). 

W filmie "Kamerdyner" nie ma bohaterów nieomylnych. Każdy coś zyskuje, każdy coś traci. I nie ma tu potępienia tych postaw; Daniels ich nie ocenia. Każdy z bohaterów walczy na swój sposób, próbuje przetrwać na swój sposób (choć ojciec nosi białe rękawiczki, a syn czarny beret). Bywa, że ojciec - Cecil Gaines - jest "wywrotowcem" bardziej niż jego syn Louis, który przystępuje do Czarnych Panter (choć wydaje się, że Cecila charakteryzuje raczej konformistyczna postawa). I bywa, że synowi opadają klapki z oczu, gdy widzi konieczność zabijania z zimną krwią, a ojciec odzyskuje widzenie, zdając sobie sprawę ze straty więzi z synem. 

Mnie osobiście montaż uderza najbardziej. Ten kontrast sytuacji i historii, które się zestawia - Czarne Pantery i kamerdynerzy w Białym Domu. Spokój polerowania sreber kontra dramatyczna sytuacja pasażerów autobusu wolności. Wielki ukłon w stronę Joego Klotza, bo te kompozycje montażowe naprawdę robią wrażenie. Oscarowe? Być może, a nawet oby.

Ten film po prostu dobrze się ogląda. Do kin, drodzy Państwo, do kin.




Kamerdyner (The Butler). Reżyseria: Lee Daniels, scenariusz: Danny Strong. Obsada: Forest Whitaker, Oprah Winfrey, Robin Williams. Produkcja: USA 2013.

2 komentarze:

  1. mnie najbardziej uderzyło to, że w ciągu życia jednego człowieka tyle się wydarzyło - od brutalnej rzeczywistości pola bawełny (chociaż pewnie wiele było plantacji, na których żyło się szczęśliwiej), przez intensywną walkę o równe prawa w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiąych nawet, do rzeczywistości którą my znamy.

    poza tym szczerze powiedziawszy myślałam, że będzie więcej o białym domu i poszczególnych prezydenturach :) obsada powalająca, chociaż najmniej pasował mi cusack w roli nixona, zupełnie niepodobny - gdyby nie nos, długo bym się nie domyśliła ;) ale trzeba przyznać, że nad głosem popracował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Kawał historii i to jaki. A temu tylko włosów ubywało i przybywało zmarszczek. Po wyglądzie syna też było widać upływ czasu (a matka jak zawsze piękna;)).
      Cusack też chyba dla mnie najmniej, ale tylko wizualnie. Reszta całkiem dopracowana. Williams i Rickman super.

      Usuń